niedziela, 14 lipca 2019

Azjatycka maseczka w płachcie

Dziś chciałam wam opowiedzieć o jednej z moich ulubionych masek. Jest to maska w płachcie z kolagenem i lithospermum officinale.
Przepraszam was za zdjęcie ale najpierw użyłam produkt a potem dopiero wpadłam na pomysł by zrobic zdjecie. No ale coz nobody's perfect. 
Jak już wam napisałam maska jest w płachcie. Tkanina jest fajnie nasączona substancją wiec nie warto się bać ze nie zadziała. Zaś sama tkanina jest mięciutka i pięknie otula twarz. Trochę trudno było mi przez to nasączenie ja rozłożyć ale dałam radzę. Po nałożeniu na skórę maskę trzymałam pół godziny. Po tym zabiegu skora stała się nie do poznania. Sprężysta nawilżona i pełna blasku. Już postanowiłam kupić  kolejna by utrzymać ten efekt. Jak dla mnie taka maska to wygoda. Wystarczy otworzyć folie i nałożyć produkt na twarz. Efekt mnie zaskoczył. Poza tym na uwagę zasługuje samo opakowanie. Jest po prostu piękne i bardzo stylowe. Polecam ta maskę bo jest niesamowita

3 komentarze:

  1. Sporo dobrego już o niej czytałam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A co jeszcze ma w składzie? Ja mam bardzo delikatną buzię i stosuje tylko naturalne kosmetyki jak np kosmetyki do twarzy z aloesem. Siostra może dosłownie wszystko położyć na buzie, a u mnie od razu zmiany uczuleniowe. Tak mam, więc wybieram tylko kosmetyki o prostych, naturalnych składach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepiej właśnie stosować naturalne produkty, nasza skóra nam za to podziękuje. Ja od tej chemii w kosmetykach mam ciągłe problemy ze skórą, dlatego chcę sobie kupić podkład mineralny i kilka innych produktów z Costasy. Koleżanka sobie je bardzo chwali, więc muszę je koniecznie przetestować.

    OdpowiedzUsuń