Dziś przychodzę do was z recenzją książki Remigiusza Mroza
:"Wieża milczenia".
Z duża ciekawością sięgnęłam po tę książkę, bo już od
dłuższego czasu jestem fanką twórczości tego Pana. Książka tym bardziej mnie zainteresowała,
że jest to jego debiutancka opowieść. Jak na debiut to akcja jest zupełnie inna
niż pozostałe pozycje. Osadzona w amerykańskich realiach intryga trzyma w
napięciu do samego końca.
Cała historia zaczyna się ciemną nocą. Młoda kobieta wraca z
pracy i staje się ofiarą, no własnie nie do końca wiemy kogo, bo niezwykle
skrupulatny zabójca nie pozostawia po sobie żadnych śladów. Jej
partner Scott Winton, wykładowca uniwersytecki, postanawia razem z policją
wyjaśnić kto zabił jego ukochaną. Evelyn Thomsen policjantka nie jest tą
współpracą zachwycona. Wkrótce dochodzi do kolejnych zabójstw. Ginie
taksówkarz, a pan wykładowca okazuje się być jednak bardzo bystrym pomocnikiem
w śledztwie. Co łączy te pozornie nie związane ze sobą wydarzenia.
Książkę czyta się przyjemnie. Debiut Remigiusza Mroza
spełnia wymogi kanonu gatunku literatury sensacyjnej. Ja zdecydowanie
uważam, że jest to dobra sensacja z elementami intrygi politycznej. W
amerykańskiej policjantce dopatruję się pierwowzoru Joanny Chyłki znanej z
innych książek Mroza. Postać tę nomen omen bardzo polubiłam. Jedyne co mogę
zarzucić książce to to, że nie do końca rozumiem Scotta. Zginęła jego kobieta,
dla której poświęciła naprawdę duża, a on w żaden sposób się tym nie przejmuje.
Nie przeżywa totalnie żadnej żałoby. Poza tym uważam, że warto sięgnąć po tą
książkę choćby po to by poznać początki twórczości tego autora.
Jednak ja cieszę się, że jego inne książki już rozgrywają
się na naszym polskim gruncie. Jakoś tak bardziej mogę sobie je wyobrazić.
Za możliwość przeczytania dziękuję
Wydawnictwu Dragon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz